Wiecie jaka jest odległość z Polski do Belgii? Niezawodny
"Google Maps" podpowiada mi, że z mojego rodzinnego Poznania, do
Brukseli jest nieco ponad 1000 km. To dużo, czy nie? Możecie sami to ocenić,
ale jak na wymianę międzykulturową, to naprawdę blisko. No właśnie, odległość
niewielka, ale już widać wiele różnic. Różne są zwyczaje, w systemie
szkolnictwa, w jedzeniu... W tym poście chciałabym Wam przedstawić wszystko to
, co przykuło moją uwagę w Belgijskiej szkole. Czym różni się typowy dzień w
belgijskiej szkole od dnia w polskiej? Czytajcie!
1.Podręczniki - No właśnie, jakie podręczniki?! W
Belgii bardzo mało używa się podręczników i zeszytów. Większość nauczycieli
rozdaje uczniom kopie ksero z obowiązującym w danym momencie materiałem, które
uczniowie wpinają do segregatorów wraz z napisanymi przez siebie notatkami.
Kiedy po raz pierwszy przyszłam na lekcje z zeszytem formatu A5, nauczyciel
zapytał mnie, dlaczego piszę na takiej "dziwnej" kartce...
Który
z tych systemów jest lepszy? Z jednej strony, w Belgii trzeba zabierać ze sobą
tylko obowiązujący materiał, dzięki czemu nie jest się skazanym na odwieczny
ból pleców , ale z drugiej strony, kartkę dużo łatwiej jest zgubić lub wydrzeć
przypadkowo z segregatora...
2"Bic"- jest to francuska marka
papiernicza, chyba najbardziej znana ze swojego modelu długopisu, który jest
czterokolorowy(Nie, nie zapłacili mi za rekaemę) Tutaj 80% uczniów (i nauczycieli) używa dokładnie takiego
samego długopisu. Na początku roku bardzo przykuło to moją uwagę. W Polsce
zawsze każdy ma długopis z zupełnie innej parafii, poczynając od luksusowych
"Parkerów", kończąc na tych, które dostajemy gratis od operatora
komórkowego. Tutaj praktycznie wszyscy korzystają z taniego ,ale porządnego
"Bica". Słowo "Bic" stało się na tyle popularne, że
znalazło się w słownikach i funkcjonuje w języku francuskim na tej samej
zasadzie, co słowo "adidas" w języku polskim. Wywodzi się od nazwy
marki, ale stało się a tyle popularne, że dziś używane jest oficjalnie, jako
słowo opisujące obuwie sportowe.
3.Matura- a
właściwie, to jej brak. W Belgii nie ma matury. Zamiast tego istnieją egzaminy semestralne.
Co roku (przez 6 lat liceum) uczniowie podchodzą do egzaminów świątecznych
(pisemnie) i do egzaminów końcowych (pisemnie oraz ustnie). System ten podoba mi się o tyle, że nauczyciele nie muszą wywierać
takiego nacisku na "uczenie się pod klucz" maturalny. Dzięki temu
jest więcej swobody w systemie nauki. Ja
np. mam dwie obowiązkowe lektury do przeczytania na język angielski (oczywiście
w oryginale). Do tego muszę napisać swoją refleksję na ich temat. Wyobrażacie
sobie coś takiego w Polsce?! Ja ani trochę, w końcu na maturze nie będzie
powieści do przeczytania...
4. Przerwa śniadaniowa - Dziesięć minut na zjedzenie kanapki z serem?
Nie w Belgii. W każdej szkole równo w południe rozpoczyna się trwająca
pięćdziesiąt minut przerwa na lunch. Uczniowie mogą zabrać swój prowiant z domu
lub kupić kanapki, albo ciepły posiłek na miejscu. Jak dla mnie bomba.
5. Telefon komórkowy w szkole - Kiedy pierwszy raz weszłam do mojej,
belgijskiej szkoły i wyciągnęłam telefon w celu sprawdzenia godziny, w ciągu
kilku sekund zostałam otoczona uczniami, ostrzegającymi mnie przed
nauczycielem, który w każdej chwili mógł nadejść. Wtedy nie zrozumiałam o co im
chodzi. "I co z tego"? - odpowiadałam wszystkim. Niestety, ale używanie telefonów w
szkole jest całkowicie zabronione, nawet w czasie godzinnej przerwy na
lunch. Jeśli tylko dyżurny nauczyciel
zauważy, że uczeń korzysta z komórki, aparat zostaje natychmiast
skonfiskowany...
6.Brak zegarów w szkołach - kolejnym i ostatnim już
aspektem, który zdziwił mnie z belgijskiej szkole był brak zegarów w klasach i
na korytarzach. Jak już wcześniej wspomniałam, telefonów używać nie wolno,
nawet w celu sprawdzenia godziny, dlatego większość uczniów ma swój, tradycyjny
zegarek. Rada numer jeden - jeśli
jedziesz na wymianę do Belgii, to nie zapomnij zabrać zegarka!
Podobało się Wam? Chcecie więcej porównawczych postów tego
typu? Czekam na komentarze!
Do you know
how far Poland is from Belgium? Thanks to the unbeatable "Google
Maps" I know that Poznań (my home-city) is around 1000 km away from
Brussels. Is that far away or not? You can judge for yourselves, but in my
opinion, for an intercultural exchange it's very close. Even though it's close,
I can see a lot of differences between the two places. For example, there are
differences concerning the education system. In this post I would like to
present everything that drew my attention in this respect. Is a typical Belgian
school the same as a Polish one? You are welcome to read!
1.
Textbooks – Just a second, what textbooks? In Belgium people don't use
textbooks or notebooks the way we do. Most teachers give photocopied handouts
with notes. Students put them in their loose-leaf binders where they also keep
their own handwritten notes. When I attended my first classes with an A5
notebook, my teacher asked me why I was using such a weird kind of paper...
Which of these two systems is better? In Belgium I have to carry with me only the
current material, thanks to this my back doesn't hurt all the time, but on the
other hand, there is a risk that a single sheet of paper may be lost or ruined
before it is safely clipped in the binder.
2. „Bic” is
a French stationery trade mark best known for the four colour ball pen. In
Belgium 80% of students and teachers use such a Bic ballpoint pen. This fact
struck me at the beginning of the school year. In Poland each person has an
absolutely different pen, from expensive Parkers to free cellphone company
giveaways. Here almost all people use inexpensive but solid Bics. The name Bic itself
became so popular that today it stands in French dictionaries for any ballpoint
pen. This is like the case of „adidas” – in the Polish language it often means
„sports shoes” in general.
3. The
high school final exam exists in several countries like Germany (das Abitur),
France (Le baclaureat) and Poland (Matura). That's why I was very surprised
when I discovered that nothing like that exists in Belgium. Instead, Belgians
have to take several exams during their six years of secondary education. There
is a written and oral exam at the end of each semester. Because
there is no "matura", teaches can teach as they like. Exam
preparation is not their top priority and that's what I do like about this
system of education. For example, I have to read two book for my English
clesses (in English of course) and write my reflexions on them. Cool, isn't it?
I can't imagine things like that during English classes in Poland (and I regret
this)!
4. Lunch
break. Ten minutes to eat your sandwich? Not in Belgium. In every school there
is a fifty minute lunch break at noon. Students can take their sandwiches from
home or buy a warm meal at school. What do you think? For me that's
great!
5. Cellphones
at schools. When I went to school for the first time I started using my phone.
Suddenly there appeared a lot of students, who surrounded me and warned that I
should be careful with my phone a school.
"What’s the problem? " - I asked. Soon I learned that every
teacher could confiscate my phone at any moment, even during the long lunch
break...
6.Clocks at
schools. Another thing which I would like to mention today are clocks in Belgian
schools. There are no clocks in classrooms and corridors. As I have already
told you, we can't use phones at school and this is why most pupils have their
own traditional watches. So, if you are going to Belgium for your exchange
year, don't forget your watch!
Podoba mi się ta długa przerwa na jedzenie ;)
OdpowiedzUsuńOj nie wiesz co mówisz... jak nie nadążasz językowo, a tym bardziej towarzysko, to ta godzina się dłuży w nieskończoność:D
UsuńNa początku dla mnie to też był koszmar, ale w końcu zawsze można zamknąć się w łazience, prawda Marta? :D
UsuńI nagle nasza "długa" przerwa w Marcinku staje się niczym...
Usuń